Czuję się jak ogórek morski. Przyjmowanie wydalanie. Czemu proces tworzenia jedzenia musi więc aż tyle trwać?
W ramach mojego wkładu w przygotowania świąteczne, postanowiłam zawalczyć o sernik. Udało mi się kupić jedyny słuszny twaróg ze strzałkowa. Zajęłam się robieniem sernika dzień przed wigilią.
Pewnym problemem był tu brak miksera do ciasta. Posiadam jedynie ręczny blender z różnymi dostawkami. Bear’a Grilla kuchennych rewolucji takie drobnostki nie zrażą. A kupowanie nowego nie zmieściło się w wydatkach i wyzwaniach na zakupy świąteczne. Wydatki by to jakoś zniosły ale wizja podejmowania kolejnej decyzji okazała się absolutnie nie do przyjęcia. Żeby nie było – posiadałam przyzwoity mikser wypasionej marki Bosch, który rozpadł się pół roku po gwarancji.
Najpierw zmiksowałam w przystawce do szatkowania orzechów twaróg. Ładnie się „zmielił” – czym się różni mielenie od miksowania od ucierania? Później zmiksowałam w tejże przystawce masło. Potem wymieniłam końcówkę na trzepaczkę, która jest zbyt delikatna do takich zadań. 4 miski utartych rzeczy później rozgrzany do czerwoności blender nadal dawał radę ale ręka od trzymania rozgrzanej trzęsącej się maszynki boli jeszcze godzinę po zakończeniu ucierania.
Pozostało nie przypalenie sernika i posprzątanie burdlu. Czyli kolejne pół godziny. Samo ucieranie – 1 godzina 10 min.
Przepis:
Wersja podstawowa/tradycyjna:
http://www.kwestiasmaku.com/przepis/sernik-tradycyjny
Przeglądając przepisy kusiło mnie by zrobić wersję z masą orzechową, kremami i innymi cudami. Na szczęście rozsądek zwyciężył. To zajęłoby ze 3 godziny.
Co można zrobić w 1,5 godziny, które zmarnowałam na gotowanie? Zrobić trening tenisa lub pójść na cross fit i jeszcze rozciągnąć się po treningu, przebiec 4km i pójść na saunę, obejrzeć krótki film, przeczytać pół książki.
Lubię jeść. Ale nie wiem jak mam przekonać się do gotowania. Żyj chwilą i rozkoszuj się tym co właśnie robisz? – nope.
Sernik wyszedł boski, zaczęłam go jeść jeszcze jak był wrzący. Jak każda przyzwoita (nie)pani domu powinnam tu napisać: „kocham gotować dla moich najbliższych :)”, bo przecież nie jest tak, że zupełnie nienawidzę świąt (żart)*. Ale jakoś wolałabym chyba z tymi najbliższymi pójść na trening biegowy albo chociaż na jogę.
*Jeśli nie lubisz świąt bo rodzina gnębi Cię, czy już wyszedłeś za mąż to wyobraź sobie co czuje bezglut, który patrzy tylko na te wszystkie rzeczy, których nie może jeść, a którymi kiedyś zażerał się po same uszy.